(A) Drohobycz. Bruno Schulz pisze list do Romany Halpern.
(B) W „Gazecie Polskiej” ukazuje się napisana przez Mariana Piechala recenzja Sanatorium pod Klepsydrą Brunona Schulza, zatytułowana „Sanatorium pod Klepsydrą”.
(A) Informuje w nim adresatkę, że jego wielotygodniowe starania o przydział dewiz na wyjazd do Paryża (Halpern miała w nich także pewien udział), „będą zdaje się uwieńczone pomyślnym skutkiem”1. Największa przeszkoda zostaje usunięta. Schulzowi nie jest to jednak teraz na rękę. Powód, który podaje nieraz już był formułowany – i przez niego i przez innych. „W Paryżu – pisze – martwy sezon, wszyscy wyjeżdżają. Jeżeli pojadę, to chyba dla konsekwencji i ażeby tyle starań nie poszło na marne”2. Jest coś jeszcze, co powstrzymuje go przed wyjazdem. Schulz przełamał niemoc twórczą, w której był pogrążony od miesięcy. „Zacząłem pisać – zwierza się przyjaciółce. Idzie mi bardzo ciężko i powoli. Gdybym miał 4 miesiące wolnego czasu, ukończyłbym książkę. To jest także powód, dla którego nie chce mi się jechać”3. (sr)
Zobacz też: 16 sierpnia 1936, 19 września 1936, 30 września 1936, [październik 1936], [początek listopada 1936], 15 listopada 1936, 29 listopada 1936, 5 grudnia 1936, 30 kwietnia 1937, 24 lipca 1937, 3 sierpnia 1937, 16 sierpnia 1937, [między 20 a 26 sierpnia 1937], 30 sierpnia 1937, 29 września 1937, 13 października 1937, 16 listopada 1937, 12 stycznia 1938, 18 stycznia 1938, 23 stycznia 1938, 6 lutego 1938, [około połowy lutego 1938], 21 lutego 1938, 3 marca 1938, 10 marca 1938, 20 marca 1938, 31 marca 1938, 17 kwietnia 1938, 19 maja 1938, 28 maja 1938, 8 czerwca 1938, [po 12 czerwca 1938], 29 sierpnia 1938, 13 października 1938, 29 października 1938, 26 grudnia 1938, 21 stycznia 1939, [czerwiec 1939*]. (bt)
(B) Sanatorium pod Klepsydrą różni się od debiutanckiego zbioru opowiadań Schulza głównie tym, że autor mniej mówi o swoim ojcu, a więcej o sobie. Zdaniem recenzenta twórczość Schulza to makabryczne żarty w stylu Edgara Allana Poego albo Hannsa Heinza Ewersa, zalatujące „mocno zwietrzałym Witkacym* i Apokalipsą”. „Dziwność istnienia” osiąga on jednak bez wykorzystania absurdu, enigmatyzmu czy diabolizmu, a „wszystkie monstrualności dzieją się przeważnie na wesoło”. Ponadto deformacja rzeczywistości nie przekracza nigdy granic prawdopodobieństwa, choćby to było prawdopodobieństwo marzenia sennego (co obserwujemy w opowiadaniu Emeryt). Nie poszukuje przy tym niesamowitości i niezwykłości, ale właśnie zwykłości i pospolitości, które odbanalnia, nadając im cechy nadnaturalności. Według Piechala głównym celem Schulza jest „pokazanie każdego odruchu istnienia, jakim mógłby być poza swoją wolą i wyobrażeniem”, a więc stworzenie świata wymykającego się zasadom logiki. Przed absurdem broni go zaś „nieprzeciętna refleksja”, czyli filozofia usprawiedliwiająca każdą niezwykłość, i „niepospolicie piękny język”, a zwłaszcza oddająca sedno rzeczy metaforyka. Książka została opatrzona ilustracjami, które nie są tylko ozdobą – stanowią bowiem „ostateczny komentarz do dzieła”, dopowiadają to, czego nie mogą wypowiedzieć słowa, i potwierdzają, że Schulz – podobnie jak Stanisław Wyspiański – jest malarzem zabłąkanym do literatury4. (pls)