Drohobycz. Bruno Schulz zostaje zamordowany przez gestapowca Karla Günthera.
Informacje na temat śmierci Schulza zachowały się dzięki relacjom świadków i opowieściom osób postronnych. Są to jednak świadectwa nieraz ze sobą sprzeczne, spisywane po latach, wspomnienia pełne luk lub głęboko emocjonalne, naznaczone traumą, martyrologiczne. Dzisiaj zresztą często nieweryfikowalne. Czy można usystematyzować ten wielogłos?
Najpełniejsza próba ich scalenia, przedstawiona przez Jerzego Ficowskiego w trzech tekstach1 opublikowanych w ciągu trzydziestolecia 1956–1986, jest bardzo idiomatyczna, niewolna od osobistego konceptu pisarskiego i związanych z nim zabiegów literackich – na przykład uspójniania, selektywnego doboru treści, fabularyzowania. Lektura źródeł, na których opierał się Ficowski, pokazuje raczej migotliwość tego przekazu. Niewykluczone zatem, że tu właśnie – w chaosie dyskursów, w niesprawdzalnych, równoległych wariantach, a nie w porządku biograficznej narracji – odsłania się koszmar, ale też polifoniczna prawda tej śmierci.
Nie budzi wątpliwości data dzienna ani miejsce zdarzenia: Schulz został zastrzelony 19 listopada na skrzyżowaniu ulic Czackiego i Mickiewicza, naprzeciw Judenratu (około stu metrów od dawnego domu rodzinnego przy Rynku), w akcji mordowania Żydów, od której ów dzień drohobyczanie nazwali później „czarnym czwartkiem”. Szacuje się, że w drohobyckim getcie zginęło wtedy od stu2 (Michał Chajes) do dwustu trzydziestu3 (Samuel Rothenberg) osób, a bezpośrednim pretekstem do operacji Gestapo miała być awantura z poprzedniego dnia, w której wyniku żydowski aptekarz Kurtz-Reines zranił esesmana Hübnera w palec. Wybuchła panika – według ustaleń Jerzego Ficowskiego hitlerowcy bez ostrzeżenia strzelali do przechodniów, „wbiegali za uciekającymi do bram domów, zabijali kryjących się na klatkach schodowych i w mieszkaniach”4. Schulz znalazł się w pobliżu, prawdopodobnie zmierzał do Judenratu, by zaopatrzyć się w jedzenie. Izydor Friedman, przyjaciel pisarza i bezpośredni świadek jego śmierci, wspomina: „Słabszego fizycznie Schulza dopadł gestapowiec Günther i przytrzymał go, po czym przyłożył Mu rewolwer do głowy i strzelił dwukrotnie”5.
Najczęściej uznaje się, że tożsamość mordercy jest pewna: SS-scharfürher Karl Günther pojawia się w wielu niezależnych relacjach, między innymi Emila Górskiego, Leopolda Lustiga, Alfreda Schreyera czy Abrahama Schwarza. Ponadto utrwalił się pogląd, że śmierć Schulza była rodzajem odwetu na innym gestapowcu, protektorze Schulza, Feliksie Landau, który przedtem zastrzelił protegowanego Günthera: dentystę Löwa (wersja Ficowskiego6) lub stolarza Hauptmana (wersja Lustiga, przytaczana przez Henryka Grynberga7). Günther miał się później publicznie chwalić przed Landauem: „Zastrzeliłem twojego Żyda!”8.
Trzeba jednak dodać, że istnieje jeszcze co najmniej jedna wersja, która nie potwierdza tego rozpoznania. Znajduje się ona w protokołach relacji z Zagłady, spisanych przez ocalałych Żydów z Drohobycza w latach 1946, 1947 i 19589. Wszyscy świadkowie – Chaim Patrych, Moses Marcus Wiedmann, Theodora Reifler i Josef Weissmann – twierdzą, że mordercą Schulza nie był Günther, lecz Friedrich Dengg, gestapowiec, którego nazwisko autor Regionów wielkiej herezji z jakiegoś powodu ignoruje, choć przecież posiadał te źródła w swoim archiwum10. Zeznania zawarte w protokołach dodają też kilka innych różnic do narracji, którą stworzył Ficowski. Informacje te są jednak w paru szczegółach niespójne i może dlatego zostały uznane przez biografa za niewiarygodne.
Świadectwa różnie określają godzinę zdarzenia. Emil Górski, dawny uczeń i przyjaciel Schulza, twierdzi, że zobaczył się z Schulzem jeszcze przed południem, kiedy ten odwiedził go w zakładzie pracy Gärtnerei przy ulicy Świętego Jana. „Wiadomość o jego śmierci doszła do mnie bardzo szybko, może w godzinę po naszym pożegnaniu”11 – deklarował w 1982 roku, z czego wynikałoby, że pisarz zginął około jedenastej lub dwunastej. Polemizuje z tym inny uczestnik wydarzeń, Alfred Schreyer – popierany przez Abrahama Schwarza – według którego „dzika akcja” gestapo rozpoczęła się zdecydowanie wcześniej, na pewno przed dziewiątą, a śmierć Schulza mogła nastąpić „nawet przed godziną ósmą”12.
Niejednoznaczny jest także przekaz na temat domniemanej ucieczki z Drohobycza, rzekomo planowanej przez Schulza na 19 listopada. Badacze raczej zgodnie przyznają, że Schulz mógł wtedy posiadać fałszywe dokumenty aryjskie (Kennkarte) – pomóc w zorganizowaniu papierów miał ktoś z warszawskich przyjaciół pisarza, być może działacz podziemny Tadeusz Szturm de Sztrem13 lub Zofia Nałkowska14, a dostarczone były Schulzowi zapewne ze Lwowa za pośrednictwem Armii Krajowej15. Inną wersję podaje Harry Zeimer, dawny uczeń Schulza, według którego fałszywe dokumenty zorganizował Schulzowi drohobycki znajomy związany z ruchem oporu, Tadeusz Wójtowicz16. Pisarz prawdopodobnie od kilku miesięcy przygotowywał wyjazd do Warszawy, o czym świadczyłyby na przykład starania, jakie podjął w 1942 roku, aby zabezpieczyć rękopisy i rysunki, oraz wspomnienia Zeimera, który na procesie Landaua zeznawał, że jakiś czas przed śmiercią („w ostatniej chwili”) Schulz „zrezygnował ze wspólnej z nimi ucieczki”17. Ficowski wierzy Emilowi Górskiemu, który zapamiętał, że w dniu strzelaniny Schulz był gotów do drogi i odwiedził go właśnie po to, aby się pożegnać18. Z drugiej strony Izydor Friedman nie potwierdza tego przekonania. Przeciwnie – opisuje Schulza jako człowieka wtedy już złamanego, pozbawionego woli życia, opóźniającego ucieczkę, niezdolnego do podjęcia jakiegokolwiek działania19.
Ciało Schulza leżało na ulicy prawie dobę20. Okoliczności pochówku pisarza pozostają jednak niejasne. Jerzy Ficowski i Wiesław Budzyński za najbardziej prawdopodobne uznają świadectwo Friedmana, który w liście do Ficowskiego z 1948 roku deklaruje, że następnego ranka po strzelaninie pogrzebał Schulza na starym cmentarzu żydowskim w Drohobyczu21. Zgadzałoby się to ze wspomnieniami Abrahama Schwarza – jako członek grupy zbierającej zwłoki na rozkaz Niemców zapamiętał on, że trupa Schulza grabarze nie ruszali, gdyż, jak powiadali ludzie, „ktoś miał zaraz przyjść, poszedł tylko podobno po jakiś wóz, którym chciał przewieźć ciało Schulza na stary cmentarz [i pochować obok matki – przyp. aut.]”22. Innego zdania jest Jerzy Jarzębski. Badacz za wiarygodną uważa relację Leopolda Lustiga, który – jak twierdzi – również uczestniczył w „oczyszczaniu” ulic getta z zabitych. Według niego zwłoki Schulza zostały przewiezione wraz z innymi na nowy cmentarz żydowski i tam pogrzebane razem z ciałem stolarza Hauptmana (protegowanego Günthera). Lustig wskazuje nawet dokładne miejsce pochówku: „Leżeli przy murze, od wejścia w prawo, i tam zakopaliśmy ich w jednym grobie”23. Istnieje jeszcze co najmniej jedna wersja, powtarzana przez Wiesława Budzyńskiego za drohobycką polonistką Dorą Kacnelson, lecz ze względu na brak podobnych głosów nie sposób ocenić jej wiarygodności. Nauczycielka znała niejakiego Hauptmana (nie stolarza), który wiele lat po wojnie twierdził, że wespół z pozostałymi pracownikami Judenratu pogrzebał ciało Schulza – prawie trzy dni po strzelaninie – w zbiorowej mogile naprzeciw synagogi, obok starego cmentarza żydowskiego24.
Niezależnie od przyjętej relacji należałoby stwierdzić, że faktyczne miejsce pochówku Schulza pozostaje dzisiaj nieznane. Na terenie starego cmentarza żydowskiego powstało w latach pięćdziesiątych blokowisko. Nowy cmentarz żydowski, obecnie doszczętnie zdewastowany, porastają dzika trawa i krzaki. Funkcję upamiętniającą Schulza zamiast nieistniejącego nagrobka pełni mosiężna tablica, wmurowana w 2006 roku w miejscu jego śmierci. (jo)