Paryż. W paryskim miesięczniku „Kultura” ukazuje się Fragment z dziennika Witolda Gombrowicza o Brunonie Schulzu.
Inspiracją do napisania tekstu1 stało się pierwsze obszerne wydanie prozy Schulza w języku francuskim pod tytułem Traité des Mannequins2, będące wyborem opowiadań ze Sklepów cynamonowych oraz Sanatorium pod Klepsydrą. Dla Gombrowicza było to wzruszające doświadczenie, o czym sam wspominał w swojej korespondencji z tego okresu: „To spotkanie z nim po tylu latach u Julliarda dosyć mnie poruszyło, byłem z nim blisko i on pierwszy narobił szumu z powodu Ferdydurki”3. Tłumaczenie opowiadań Schulza na język francuski było dla Gombrowicza niczym powrót dawno zapomnianego przyjaciela, którego twórczość zaczęła zyskiwać uznanie w świecie literatury. „Coś jest dla mnie dziwnego i może wzruszającego nawet z lekka w tym, że znów jesteśmy parą – tym razem na szerokim świecie”4.
Mimo takich deklaracji Gombrowicz nie zamierzał popadać w nostalgiczny ton podczas pisania części Dziennika poświęconego Schulzowi: „O Brunonie napiszę pewnie raczej w sposób nieco szokujący, gdyż za nic nie chcę wpaść w konwenans tych «wspomnień»”5. W Dzienniku Gombrowicz nie próbuje więc idealizować zamierzchłych czasów, wręcz przeciwnie – prowokująco wydobywa pewne małostkowości czy wstydliwe szczegóły z ich wspólnej biografii. Przedstawia przy tym siebie i Schulza na zasadzie całkowitego kontrastu – nie tylko w kwestiach artystycznych i światopoglądowych, ale także jeśli chodzi o wygląd i pochodzenie. Podkreśla intelektualną hojność Schulza, który obdarzył jego twórczość bezinteresownym uwielbieniem, a jednocześnie przedstawia swój dyletancki stosunek do utworów przyjaciela: „Czy ja kiedy przeczytałem uczciwie, od początku do końca, któreś z jego opowiadań? Nie – nudziły mnie”6. Mimo wielu różnic Gombrowicz uznaje siebie, Schulza i Witkiewicza za „trzech muszkieterów” czy też „trzech wariatów”, których połączyły eksperymenty nad formą7. (ts)