Prozaik, dramatopisarz, eseista. Przyjaciel Brunona Schulza.
Manager niedojrzałości, mistrz śmiesznej, karykaturalnej maszynerii psychicznej, demonolog kultury, zażarty tropiciel kłamstw kulturalnych, pozytywista i czciciel faktu, mistrz relatywizmu i wyznawca konkretności, szlachetny Torreador, przyszły zabójca smoka i materiał na wielkiego humanistę1.
W latach trzydziestych był stałym bywalcem kawiarni literackich w Warszawie, takich jak Ziemiańska oraz Zodiak, gdzie być może zaprowadził również Schulza. Podczas dyskusji pełnił funkcję „Sokratesa, który wszystkim i wszystkiemu dialektycznie podstawiał nogę”2, ironizował, przybierał pozy, kpił, prowokował, demaskował słabości swoich rozmówców, rozbijał banalne sytuacje i konwencje – zarówno w życiu, jak i w literaturze. Przy Skamandrytach przybierał pozę prostaka, a przy Witkacym udawał wielkiego arystokratę. Życie zamienił w teatr. Był mistrzem min. Twierdził, że jego ambicją było napisanie sztuki wyłącznie na miny, pozbawionej jakichkolwiek słów i z chęcią pokazywał, jak taka sztuka mogłaby wyglądać3. Wielu literatów omijało jego stolik – jak choćby Adam Ważyk, który wspomina, że tylko raz rozmawiał z nim poważnie. Gombrowicz spytał go o najlepszych pisarzy współczesnych. Ważyk wymienił Iwaszkiewicza oraz Nałkowską, na co Gombrowicz miał odpowiedzieć: „Co? To literatura papierowa, sztuczna. Jedynym wybitnym współczesnym pisarzem jest Bruno Schulz. Kreuje świat własny, niepowtarzalny. To jest nowe, niepodobne do niczego”4.
Z całą pewnością Schulz i Gombrowicz byli przyjaciółmi, choć podobno nie interesowali się swoim życiem prywatnym. Zajmowały ich głównie tematy dotyczące sztuki i życia literackiego. Schulz lekceważył tematy osobiste, za to „przywoził z Drohobycza nienasyconą żądzę współżycia duchowego i intelektualnego”5. Gombrowicz był zainteresowany przede wszystkim przyjaźnią intelektualną: „Schulz był mi osobą niezmiernie bliską, godzinami rozprawialiśmy na temat pasjonujących nas zagadnień sztuki, a przecież z pierwszym lepszym pociotkiem ze wsi byłem stokroć bardziej zżyty, mnie egzystencja prywatna Schulza nie interesowała, był dla mnie świadomością i wrażliwością in abstracto”6. Jest jednak w słowach Gombrowicza z pewnością sporo przesady. W listach do rodziny, wspomnieniach, a także w strzępach prywatnej korespondencji pisarzy, które przetrwały do naszych czasów, można odnaleźć ślady wzajemnej troski i przywiązania: „Drogi Bruno, na wieść o polepszeniu się Twojego samopoczucia spadł mi potężny kamień z serca. Oby to przejaśnienie było trwałe”7. (ts)
[Od redakcji: Przyjęliśmy, że publikowane na tych stronach teksty o postaciach powszechnie znanych nie będą typową notą biograficzną, lecz skupiają się przede wszystkim na związkach z Schulzem. Opis relacji Schulza i Gombrowicza przekroczył – ku zdziwieniu nas samych – ramy objętościowe przewidziane dla materiałów publikowanych w ramach kalendarium, z kolei nie do przyjęcia wydały się nam skróty mające wtłoczyć tekst w założone ramy, zwłaszcza że Tymoteuszowi Skibie jako pierwszemu udało się opisać przyjaźń tych dwóch pisarzy tak szczegółowo. Dlatego powyżej publikujemy tylko fragment artykułu, obszerną całość udostępniając w załączniku].