Warszawa. W miesięczniku literackim „Studio” ukazuje się wymiana listów otwartych Brunona Schulza i Witolda Gombrowicza.
Korespondencja ta jest przez literaturoznawców określana jako „spór o doktorową z Wilczej”1. Gombrowicz, inicjator sporu, strzela w swego kolegę myślą „żony pewnego doktora”: „Bruno Schulz […] to albo chory zboczeniec, albo pozer; lecz najpewniej pozer. On tylko udaje tak”. Schulz ma zająć stanowisko wobec tej swoistej recenzji własnej twórczości. Nie ma się uskarżać na brak zrozumienia, obrażać ani przyjmować pozy pretensjonalnej, lecz stanąć do walki formalnej z tą przypadkową kobietą. „Styl Twój filozoficzny, artystyczny, poetyczny nie predestynuje Cię do utarczek z matkami dzieci lekarza. Forma Twoja dzieje się na wysokościach. Nuże! Zliź na ziemię!” – nawołuje Gombrowicz. Schulz ma więc wykazać, że jego literacka forma działa zarówno na poziomie sztuki wysokiej, do której należy jego wyrafinowane dzieło, jak i w obszarach przyziemnych, międzyludzkich2.
Schulz odpowiedział na tę literacką prowokację szkicem ujętym w formę listu i zatytułowanym Do Witolda Gombrowicza3. Gombrowicz ripostował ogłoszonym również w tym samym numerze „Studia” listem Do Brunona Schulza4, a w kolejnym numerze wyjaśniał genezę dyskusji5.
Odpowiedź Schulza zabrzmiała Gombrowiczowi zbyt górnolotnie, jakby nie istniało zewnętrzne spojrzenie „ciotki”, które dostrzega niedojrzałość uczestników tej świetnej wymiany poglądów. A on chce właśnie kompromitować, dyskwalifikować te koturny, na których unosi się Schulz. Chce się czuć chłystkiem, a nie kapłanem celebrującym nabożeństwa przed ołtarzem Sztuki, Piękna, Dobra i Prawdy. Woli małość od wielkości, niedojrzałość od dojrzałości, prawdę od blagi, zgrywy i bluffu. Zdaniem Gombrowicza Schulzowi tak się spieszy do wielkości i wzniosłości, że po drodze zgubił „łydki”. A w obecnym życiu publicznym nie ma wobec „zagadnień łydczanych” żadnej metody poza wzgardą i ignorancją. Wszyscy chętnie skaczą od razu na najwyższy poziom. I Schulz w swej ripoście również uwznioślił Gombrowicza, mianując go wielkim humanistą. A on nie chce! I dalej będzie szczuł doktorową, aby go kąsała po łydkach6.
Polemika obu pisarzy odbiła się sporym echem w ówczesnej prasie (18 października 1936, 26 listopada 1936). I chociaż w liście do Andrzeja Pleśniewicza Schulz ocenił ją jako „błahą i zabawkową”, to przyznał jednocześnie, że dopiero ex post nabrała ona „sensu w naświetleniu tych epifenomenów, które ciągną się jej śladem”7. (pls)