Warszawa. (A) W „Ateneum” ukazuje się Dwugłos o Schulzu Kazimierza Wyki i Stefana Napierskiego, poświęcony twórczości literackiej Brunona Schulza, a także (B) recenzja powieści Pasje błędomierskie Jarosława Iwaszkiewicza, autorstwa Karola Ludwika Konińskiego, w której Schulz jest wzmiankowany.
(A) Warszawa. Kazimierz Wykaw pierwszej części dwugłosu krytycznego poświęconego Sanatorium pod Klepsydrą Schulza zwraca najpierw uwagę, że ciekawsza od samej książki jest jej „apercepcja w pewnych sferach” i że sięga po pióro tylko po to, aby naprostować oczywistości, których nie dostrzegli entuzjaści autora. Jedyną rzeczywistością tej książki jest czas, jego mitologia, boczne odnogi i rozkład. Problemem artystycznym jest zaś „wyraz dla tej obsesji”. Schulz kanonizuje antyhumanistyczne zjawisko impresjonizmu temporalnego, odrywającego czas od psychiki ludzkiej. Jedynym partnerem czasu jest w jego książce materia, martwa natura. Ludzie zaś zostali sprowadzeni do rangi przedmiotów, „biernych świadków barw po nich przepływających”, co prowadzi do efektów „wybitnie antyliterackich i antyhumanistycznych” – do lęku przed formą i prawem oraz „utwierdzania chaosu”. Nawet fantastyka Schulza tkwi w niewoli fizjologii i mistyki czasu. Wyka ponadto zauważa w twórczości Schulza „werbalizm nazywający”, na którym opiera się „fantastyka pretekstowa”, a także stosunek do słowa taki jak w Słopiewniach Juliana Tuwima, „tyle że skonstruowany nie w całościach mniejszych, etymologicznych […], ale w zespołach znaczeń, w wyższej warstwie utworu literackiego”. Ostatecznie Sanatorium pod Klepsydrą to zdaniem recenzenta „Ateneum” dzieło bez przyszłości, „epos emerytury i dziwactw”, owoc martwego galicyjskiego dekadentyzmu, dlatego dziwi go „gorące przyjęcie tej książki przez rozmaitych przedstawicieli tzw. inteligencji”. Daje ona pretekst do tego, by palić książki na stosie, choć spalenie właśnie tej nie przyniesie żadnej straty młodej literaturze.
Druga część Dwugłosu o Schulzu, autorstwa Stefana Napierskiego*, utrzymana jest w tonie pamfletu. Redaktor „Ateneum” nazywa Schulza epigonem spoufalającym się z czytelnikiem i wmuszającym w niego rzekome bogactwo swej fantastyki, ckliwym sentymentalistą, podrabiającym cudowności mistyfikatorem i prestidigitatorem, nieudolnym, przerafinowanym i roztkliwionym przeczuleńcem, ospałym hipnotyzerem, pławiącym się w odpadkach i trapionym staroświeckim nihilizmem. Książkę Schulza Napierski nazywa fantastycznymi felietonami i traktatami pięknoducha, podpartymi szczudłami stylu i parafiańską metafizyką, zbudowanymi z majaczeń i nadmiaru słów, utopionymi we wtórnej secesyjnej malowniczości, zapóźnionym ekspresjonizmie, szkaradnej ornamentacyjności, spekulatywnym mędrkowaniu, koślawym gadulstwie, namiastkowym poetyzowaniu i mitomanii lat pokwitania. Przedstawiony w niej świat, dowolny i kaleki, jawi się Napierskiemu jako bezład rupieciarni, kiepskie efekty pozbierane ze szmir całego świata, obrazki wyjęte z pasjansa kabalarki, fetysze z gabinetu figur woskowych – a ostatecznie jako kopalnia kompleksów autora. To dzieło dla znużonych i tkliwych narkomanów, poczciwych mieszczuchów, obojętnych pięknoduchów i natarczywych snobów.
Okoliczności powstania Dwugłosu o Schulzu wyjaśnia list Stefana Napierskiego do Kazimierza Wyki z 15 listopada 1938 roku. Redaktor naczelny i wydawca „Ateneum” oznajmia w nim, że wróciwszy do domu z kopią własnego artykułu, zastał na swoim biurku artykuł Wyki i uznał, że „obie te prace […] uzupełniają się wybornie”. Wyznaje też, że w jego części dwugłosu znalazła ujście żółć zalewająca go po tej „okropnej lekturze”, i choć jego zdaniem oba teksty są „miażdżące dla autora”, to jednak pozbawione „osobistej dokuczliwości”1. Zofia Nałkowska jednak oceniła je w swoich Dziennikach jako „zły symptomat”2.
(B) Dokonując analizy Pasji błędomierskich (1938), Karol Ludwik Koniński3, zauważa, że tak jak Stanisław Witkiewicz jest poetą piekła, Witold Gombrowicz zidiocenia, a Bruno Schulz obłędu, tak samo Jarosław Iwaszkiewicz jest poetą umierania4. (pls)