Drohobycz. Bruno Schulz pisze list do Tadeusza Brezy.
Pierwsza część listu Schulza do Tadeusza Brezy, prozaika i redaktora „Kuriera Porannego”*, ma wyraźnie eseistyczny, a przy tym bardzo intymny wydźwięk. Schulz rozpoczyna słynnym fragmentem (w przyszłości wielokrotnie cytowanym): „Potrzebny mi jest towarzysz. Potrzebna mi jest bliskość pokrewnego człowieka. Pragnę jakiejś poręki świata wewnętrznego, którego istnienie postuluję. Wciąż tylko trzymać go na własnej wierze, dźwigać go wbrew wszystkiemu siłą swej przekory – jest trudem i udręką Atlasa”1. Dopiero w spotkaniu z drugim człowiekiem – powiada Schulz – jednostka twórcza może przejrzeć się i odnaleźć potwierdzenie (i dopełnienie) swojego wizjonerstwa2: „Świat jak gdyby czekał na tę spółkę: zamknięty dotychczas, ciasny, bez dalszych planów – dojrzewać zaczyna kolorami dali, pękać i otwierać się w głąb”3.
Odwołując się do poprzedniego (zaginionego) listu, w którym Breza zwierzał się z dokuczliwego uczucia braku czasu, Schulz przewrotnie wychwala tę jego dolegliwość: „Musi Pan być pełny zdarzeń nieoficjalnych, nierejestrowanych czynności, które Panu przed nosem zjadają czas, zanim oficjalność Pańska zdecyduje się po wielu ceremoniach go skosztować”4. Po tym fragmencie następuje ogólna apologia słabości ludzkich, które to właśnie – pisze Schulz – przede wszystkim umożliwiają ludziom zawieranie przyjaźni: „Bez przywar byliby zamknięci w sobie i niepotrzebujący niczego”5.
W zakończeniu listu Schulz zaprasza Brezę do Drohobycza. Chciałby oprowadzić go po mieście swojego dzieciństwa i raz jeszcze spojrzeć na nie – tym razem oczyma Brezy.
Zobacz też: 13 listopada 1934, 2 grudnia 1934*, 16 sierpnia 1937. (jo)