(A) Warszawa. W 5 numerze czasopisma „Kobieta Współczesna” ukazuje się napisana przez Zofię Niesiołowską-Rothertową recenzja Sklepów cynamonowych Brunona Schulza.
(B) Warszawa. W „ABC Literacko-Artystycznym”, dodatku dziennika „ABC”, ukazuje się recenzja Sklepów cynamonowych Brunona Schulza, zatytułowana Literatura maligny. O „Sklepach cynamonowych”, autorstwa Zdzisława Broncla.
(A) Niesiołowska-Rothertowa* nazywa książkę Schulza „wymyślnym eksperymentem literackim”, „nowością formalną” stworzoną dzięki wirtuozerii stylu, popisem technicznym, który choć oszałamia czytelnika, to jednak nie skrywa żadnej głębi przeżyć. Dzieło to, niesłusznie zapowiadane jako objawienie wspaniałego talentu, jest plastyczną wizją zdeformowanej rzeczywistości, rządzącej się prawami snu, dziecięcych wyobrażeń i obłędu, studium introwertyka przenikniętym freudyzmem i wydobywającym z człowieka utajone instynkty, zwłaszcza erotyczne. Ostatecznie zdaniem recenzentki „Kobiety Współczesnej” Sklepy cynamonowe to twór mózgowy, sztuczny, pozbawiony szczerości, który nie wywołuje w czytelniku wzruszenia1.
(B) Zofia Nałkowska nazwała Sklepy cynamonowe Brunona Schulza najciekawszą książką 1933 roku2. Zdaniem Broncla słowo „najciekawsza” trzeba rozumieć szczególnie – jest to bowiem książka wyróżniająca się „odrębnością, obcością, zamknięciem we własnym niedostępnym kole”. Pierwszą reakcją czytelnika jest chęć odrzucenia zniekształconej wizji świata, którą przedstawia Schulz, dlatego aby przeczytać jego książkę, a nawet napisać o niej, trzeba zadać sobie gwałt – zdeformować własną wyobraźnię i uczuciowość. Książka ta jest perwersyjnym podglądaniem życia, literaturą dla literatury, niedotykającą żadnych istotnych zagadnień współczesności. Ale jednocześnie jest też eksplozją indywidualności pisarskiej, dlatego zasługuje na uwagę krytyka.
Zdaniem recenzenta „ABC” proza Schulza łączy „sprzeczne cechy poezji i prozy” – dokładność opisu i „tworzenie z każdej rzeczy obrazu”, w wyniku czego powstaje styl „napęczniały od nadmiaru”, który nie ukazuje świata, lecz nowy sposób patrzenia na świat. Kolejne rozdziały tej książki przechodzą od normalności (Nemrod), poprzez fantastyczność (Ulica Krokodyli), aż po groteskę i niezrozumiały opis stanów patologicznych (Manekiny). Schulz ma wyobraźnię skłonnego do kłamstwa dziecka, gorączkowo piętrzy chaos, przesadę i spotwornienie. I choć zniekształcenie jego świata jest chorobliwe, to jednak w swej histerii „prawdziwe, silne i plastyczne”. Mimo wszystko te „abrakadabry formalne” trzeba odrzucić, bo literatura powinna służyć społeczeństwu, a nie małej garstce snobów i „poszukiwaczy nowej formy”. Największym zakażeniem prozy Schulza jest jednak to, że podobnie jak inni debiutanci pisze on „międzynarodówką językową”, pozbawioną ducha polskiego – i dlatego właśnie nie ma prawa brać udziału w polskiej literaturze3. (pls)