Warszawa. W numerze 33 „Epoki” ukazuje się artykuł Natalii Wiśniewskiej, poświęcony między innymi twórczości Brunona Schulza.
Zdaniem Natalii Wiśniewskiej pisarze tacy jak Witold Gombrowicz*, Kazimierz Truchanowski* czy Bruno Schulz, poszukując nowych dróg literatury, zaprowadzili ją w ślepy zaułek. Odrzucili możliwość „prostego i zrozumiałego wypowiadania rzeczy jasnych i widocznych”, zwykła rzeczywistość jawi im się jako nieciekawy przeżytek, a ich uwagę przyciąga abstrakcja, rozmaite rojenia, marzenia, skojarzenia i kompleksy. Obiektem ich szczegółowej analizy stał się świat wewnętrzny jednostki, a najważniejszym narzędziem wiwisekcji – psychoanaliza. Twórcy tego kierunku są dobrymi psychologami, co pozwala im bronić swoich racji i ogłupiać czytelników, którzy nie zrozumiawszy dzieła, na wszelki wypadek wolą się nim zachwycać. Krytycy z przekory pieją z zachwytu, „a raczej udają, że pieją”. Czytelnik zaś grzęźnie w „trzęsawisku gorączkującej imaginacji”, szuka możliwości jakiegoś racjonalnego umotywowania bełkotu, potyka się na dziwacznych metaforach, będących sposobem erotycznego wyżywania się. Poza wszystkim ma on jednak prawo dostać dzieło skończone, a nie „ćwiczenia eksperymentalne”, luźne, niepowiązane fragmenty pozbawione akcji i stwarzające „pozory jednolitości jedynie przez powtarzalność motywów (ojca, burmistrza, sklepu)”. Schulz zaś, chociaż pisze o Księdze jak o posłannictwie i zobowiązaniu, sam źle je spełnia, dając czytelnikom „nudny i zagmatwany świat rojeń wypływających z najbłahszych codziennych faktów”.
Jaką korzyść osiągnie czytelnik, przeczytawszy dzieła owych „ferdydurkistów”? Odkryje jedynie, że chodzi o jakąś „inną rzeczywistość”, pozostanie w nim wrażenie snu, ale nic poza tym. Po skończonej lekturze będzie chciał odpocząć od cudzej wyobraźni, wrócić do zwykłej rzeczywistości. Schulz i inni twórcy literatury w malignie podświadomie wspierają działania Adolfa Hitlera – pogrążając się w nirwanę i świat dzieciństwa, prowadzą ludzkość ku zagładzie. Gubią „treść w potoku słów i efektów i jak producenci tandety czy wiecowi politykierzy próbują „zakrzyczeć człowieka, narzucić mu się i ostatecznie go ogłupić”. W końcu zaś „Podniosą […] prawą rękę i pomaszerują «nach Osten», i to będzie właśnie ów nowy człowiek, stworzony «na podobieństwo manekinu»”1. (pls)