Warszawa. Schulz przebywa w stolicy; odwiedza Cecylię Kejlin i maluje portrety olejne na zamówienie.
Być może Schulz zamierzał przeprowadzić się do Warszawy* na dłuższy okres, o czym świadczyłyby jego częste odwiedziny w domu Cecylii Kejlin*, którą poznał dwa lata wcześniej w uzdrowisku Bad Kudowa*. Irena Kejlin-Mitelman*, jej córka (wtedy czternastoletnia), zapamiętała fragment rozmowy, z którego wynika, że Schulz prosił Cecylię o radę lub protekcję: „Bruno, te akwaforty nie są do sprzedania, a niektóre nie do pokazania. Nie znają się, nie zrozumieją. A jeśli zrozumieją, to jeszcze gorzej […] no więc jeśli pan koniecznie chce zostać w Warszawie – to szkoła”1. Grafiki, o których mowa, to zapewne prace z cyklu Xięga bałwochwalcza* (wykonane jednak w technice cliché-verre). Zamiast oferty ich zakupu Schulz otrzymał zlecenie na jedenaście portretów olejnych, z czego wykończył osiem: trzy portrety Cecylii Kejlin, jej męża Aleksandra i córki oraz pięć portretów osób zaprzyjaźnionych z Kejlinami. Wszystkie obrazy zaginęły. Jedyny ich opis pochodzi ze wspomnienia Ireny Kejlin-Mitelman, według której estetyka portretów przypominała malarstwo francuskiego kolorysty Pierre’a Bonnarda – zupełnie niepodobne do „storturowanych”2 rysunków Schulza.
O swoim portrecie autorka powiada, że Schulz przedstawił ją o co najmniej kilka lat starszą, z gałązką bzu w ręce. Ponadto wiąże się z tym obrazem osobliwe zdarzenie: w trakcie sesji Schulz miał upaść przed dziewczynką na kolana w akcie bałwochwalczym. Irena Kejlin-Mitelman wspomina, że było to dokładne odegranie sceny powracającej w masochistycznych szkicach Schulza, między innymi na rysunkach nr 6 i 7, które zostały dołączone przez Jerzego Ficowskiego* do wydania Drugiej jesieni* z 1973 roku.
Schulz opuszczał Warszawę zawiedziony, z poczuciem, że „warszawska atmosfera jest gorsza niż drohobycka, że się dusi i że to nie dla niego”3.
Zobacz też: sierpień 1922. (jo)